poniedziałek, 14 lutego 2011

Mocno, dużo i często w Walentynki ... kampanie zasięgowe i działania ad hoc

czyli strategii dużego młotka ciąg dalszy ... 


Nam strzelać nie kazano! No, ale strzelamy. Najczęściej sobie w kolano. Gdzieś w międzyczasie pędząc w kierunku wielkich budżetów i szykując sobie argumenty do coraz to większego udziału w torcie wydatków reklamowych - zbłądziliśmy.
Użytkownicy krzyczą do nas, machają, a my niczym Bogowie spoglądamy na nich rzucając im od czasu do czasu top layer, by choć przez chwilę, goniąc za krzyżykiem zamknęli usta.

Udało nam się. Zasięg Internetu rośnie, a razem z nim budżety reklamowe. Rosną także formaty, które wykorzystujemy by komunikować nasze marki. Wszystkiego jest więcej, wszystko jest większe, a i oglądamy to częściej.

Przypomnijmy sobie jednak czasy kiedy mówiliśmy, że tym Internet różni się od telewizji, że jest medium interaktywnym. Pozwala komunikować się z konsumentem, zbierać opinie. Przypomnijmy sobie czasy kiedy mówiliśmy, że w Internecie będziemy precyzyjnie targetować nasze reklamy.

Pamiętamy? Wideo pamiętamy także? Miało być pełne pięknych, nieintruzywnych reklam pre, mid, past i co?

No i oto mamy 2011 rok. Reklama wideo denerwuje nas co najmniej tak samo jak reklama spotowa w telewizji lub inaczej ... jest tak samo akceptowalna jak reklama TV




Kampanie display emitujemy tylko w modelu power-terror-bilion- same-for-all-ad 

Nie targetujemy ani po userze, ani po kontekście, bo tak jest drożej, a trzeba przecież budować zasięg - zasięg trzeba, dużo, mocno, dużo często. Pewnie, że często - nie wiadomo, co za (bez urazy) Czesław wymyślił ten durny capping - przecież to tylko niepotrzebna dopłata. 



Widzę to codziennie. Widzę i skręca mnie aż bo przecież my marketerzy, dostawcy, agencje, badacze, stratedzy sami sobie obiecywaliśmy i prostowaliśmy się na branżowych konferencjach, że będziemy stawiać na precyzyjne dotarcie do określonych grup (określonych nie tylko na podstawie tego kim są, ale także i jakie treści konsumują). 

Co się z tymi obietnicami stało?

Nie każdy produkt to coca-cola, której reklamę można wyświetlić każdemu niezależnie od wieku, płci, przychodu, czy wielkości miasta, które zamieszkuje. 

Pojawiły się społeczności. Tylko, że pojawiły się dużo wcześniej niż FB. Mimo to dopiero po pojawieniu się serwisu genialnego imiennika z 42% do 88% wzrosła liczba firm korzystających z social media do celów marketingowych.

Oczywiście z social korzystać nie umiemy. Dalej będę się mądrzył i mówił będę, że nie każdej marce fan page jest potrzebny (mówię tylko i wyłącznie lokalnie o naszym polskim rynku). Oczywiście kombinowałbym z FB jeśli sprzedawałbym swój produkt on-line, ale czy wchodziłbym w ten temat mając produkt ekskluzywny, drogi, bądź po prostu skierowany do wąskiej grupy? Odpowiedź brzmi: to zależy. Oczywiście, że marka powinna komunikować się z konsumentami, w miarę możliwości i zgodnie ze swoją strategią angażować ich, jest jednak pewna, inna i o wiele potężniejsza zaleta facebooka. 

Marki na FB są i robią to fajne to średnio ciekawe rzeczy, czasem zrobią jakąś głupotę, czasem uda im się zachwycić kilku krytykantów, ale wszystkie te działania na FB toczą się jedynie wokół „budowania społeczności wokół marki” - co jest jedynie ładną nazwą dla „hodowania fanów”. Czy to niesie za sobą jakąś wartość dla marki? Nie. Facebook ma jednak jedną potężną, bardzo prostą w implementacji broń. Przy produktach jakościowych, drogich, także luksusowych, w tym także kosmetykach dla użytkowników najlepszym źródłem wiedzy są strony producenta. Druga napędzająca konsumentów siła to rekomendacja znajomych. Nie chodzi jednak o stworzenie fan page i napisanie, że Jola też lubi krem, a Wacek i Zdenek są już fanami Sony. Obecność na fan page’u o niczym nie świadczy. Kluczem jest implementacja na stronie produktu prostego social plugin’u "like button". Dokładnie takiego, jaki jest na końcu tego artykułu. Dlaczego? Dla czytelnika (konsumenta), kliknięcie "lubię to" nie stwarza problemu, jest proste, nie narzuca nic, jest jakby podziękowaniem za treść, którą się otrzymało. (Levis korzysta z tego ;P) Natomiast każdy nasz znajomy 
a) wchodząc na tą samą stronę (producenta) zobaczy pod produktem i jego opisem, że jakaś liczba jego znajomych była na tej stronie zapoznała się z treścią i uznała ją za ciekawą, 
b) na wall’u tych znajomych pojawia się informacja, że dany produkt, artykuł na wybranej stronie (nie na FB) polubili. 

Proste. Nie wpychamy się tam gdzie nas nie chcą, marką z butami wśród znajomych - robimy jakość, dajemy wartość na tyle dużą, że znajomi sami nas rekomendują. Oto jest prawdziwa siła. 

Co natomiast my robimy? Dużo, mocno, często!

Aplikacje, pierdoły i cholera wie po co! Serio, jeśli już korzystamy z dziecka mojego imiennika, to korzystajmy z niego mądrze, zanim zaczniemy działania, jeszcze na etapie planowania ustalmy gdzie i kiedy SM się pojawią i w jakim zakresie. 




Idziemy na ilość drodzy Państwo. Mieliśmy być mierzalni, a budżety marketingowe zwiększamy na część on-line’u, w której skuteczność marketingowa jest jeszcze nie zmierzona (sic!)

Mieliśmy targetować, ale w celu optymalizacji kosztów kampanii strzelamy do bezbronnych userów, seriami bez cappingu, byle więcej, byle mocniej. 

Wiem, że w tej chwili byłoby ciężko zrobić twardy restart. Zastanowić się i zacząć mądrze pracować z markami, nie starając się już biec na oślep przed siebie .... bo trzeba byłoby powiedzieć, że ktoś przed nami robił to źle ..., że my sami wcześniej źle to robiliśmy.

aha jeszcze a propos dużo, masowo ...

Zasięg TV, Zasięg Internetu idziemy idziemy mocno mocno mocno power power power .... zapędziliśmy się i idąc ogólnopolską opcją zapomnieliśmy o regionalizacji treści. I nie chcę słuchać, że nie prawda, że nie zapomnieliśmy. Teraz mocno bym się zastanowił, czy te regionalne tytuły prasowe, teraz w erze masowej cyfryzacji, nie zaczną dużym wydawcom, zabierać sprzed nosa dużych budżetów - tak, tak - teraz gdy geolokalizujemy się wchodząc do WC w McD’s i dzielimy się tymi informacjami - teraz jesteśmy my, ja, Ty, HEJ damn you!! nie jesteśmy krajowi ;) - jesteśmy konsumentami z potencjałem zakupowym zlokalizowanymi regionalnie. 

Jeśli regionalne tytuły dobrze zaplanują swoją strategię, to na etapie planowania budżetów, na etapie precyzyjnego targetowania, na etapie kiedy prócz form papierowych będą dostępne w formie cyfrowej ... (niezależnie od formy) mogą nieźle namieszać w torcie reklamowym wydatków reklamowych ...

uśmiechnijmy się piękny tydzień przed nami. może już nie będzie zimno!

Aha ... nie zapomnijcie o Waszych walentynkach czekających na miłosne wyznania ... i please zróbcie to off-line ;)


2 komentarze:

  1. Jacek Kotarbiński zamieścił to dziś na swoim profilu @ FB:
    "Przez całe życie oglądamy 2 miliony reklam, to tak jakby przez 6 lat ogladac po 8 godzin spotow. Nie zapamietamy tego. Żeby przeżyć , musimy wybierać. Zapamiętujemy to co pasuje do kontekstu. Informacje nie pasujące do kontekstu zostają wykasowane" Martin Lindstrom

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne zdanie ... w końcu wybieramy bo jako konsumenci treści jesteśmy multitaskingowi ;) oglądając tv korzystamy z internetu, przeglądamy gazety ... wybieramy to co wydaje się nam ważne / ciekawe ... czyli wracając do tematu reklama ma przyciągać, działania kontekstowe mają budzić jakieś emocje ... inaczej nie zostaną zapamiętane ...

    OdpowiedzUsuń