środa, 30 października 2013

Synergia, Strategia, Nasycony Rynek i inne pojęcia o których nie masz pojęcia ... ęcia ęcia ęcia


Rynek nasz jest pełen ekspertów.

To dobrze, bo gdyby nie oni czym zajmowaliby się bezrobotni hejterzy i jak radziłyby sobie organizacje...

Od miesiąca piszę ten jeden post i zastanawiam się jak w krótkiej i w miarę przystępnej formie podać Wam te kilka informacji ...

Nie szczędząc złośliwości ... jak powszechnie wiadomo moje ulubione słowa to: strategia i synergia. Prawdopodobnie są to najczęściej używane słowa w biznesie. Szczególnie w naszej w miarę młodej, ale okraszonej już wąsem branży.

Mam coś nowego, coś co dołączy do tych powyżej - jest to określenie: "rynek jest nasycony"

Brzmi ekstra! Nic nie znaczy, ale ...

z tego posta dowiecie się kiedy nadejdzie koniec facebooka, kto jest Jezusem mediów społecznościowych i jak być pis&luv w samochodzie ... i takie tam ... 


Wiem, powinienem kontynuować myśl, ale pisząc bez sensu w tej chwili daję sobie czas na zastanowienie się nad tym, czego będzie dotyczyło następne zdanie ...

Mam tu trzy osoby. Ekspertów, którzy poświęcili swój cenny czas by odpowiedzieć na kilka moich pytań, ale są tak różni, tak inni, że nie wiem, czy jestem w stanie umieścić ich wszystkich w jednym poście ...

Wracając do tematu, określenie "rynek jest nascony" użyte przez dowolną osobę podczas prezentacji dodaje wiele punktów do lasu, do wiedzy, automatycznie poprawia skille i sprawia, że wyglądacie lepiej w zielonym. Sygeruje ono, że raz znacie rynek i dwa macie na tyle dużą wyobraźnię, by narysować sobie nieistniejący produkt w jakimś ekosystemie. Brawo.

#tezazhashtagiem

Na rynku jest zawsze miejsce dla kolejnego produktu. Zawsze.

i sorry, ale nie ma inaczej. W końcu sam produkt nie jest istotny. Tzn. jest, ale bardziej istotne są jego cechy, niż sam fakt, że jest 14 na rynku aplikacją dla biegaczy... true story.

Z tworzeniem produktów to jest tak, że wszystkim nam się wydaje, że coś wiemy, zaczynamy działać i rynek weryfikuje nasze genialne podejście, albo projekt umiera w powijakach. Kilka projektów się udało, nie wiem Onet.pl się udał - spoko projekt... udały się paczkomaty - spoko, no kilka rzeczy mamy, ale to promil wśród projektów, które na etapie kreacji były miliardowymi dealami dla ich twórców.

Nisze ... to jest w ogóle słowo aspirujące to stania się jednym z moich ulubionych.
Otóż oczywiście możesz znaleźć swój błękitny i pływając gdzieś obok czerwonych bla bla bla ... come on ....


Jest kilka przypadków, kiedy rzeczywiście, ktoś trafiał w nisze i albo szybko udawało mu się znaleźć finansowanie i partnerów, albo jego idea była kopiowana przez dużych graczy i był pożerany żywcem.

Jednym z takich niszowych projektów jest Zendriving (klikając w nazwę przeniesiecie się na ich fejsa). Zadałem kilka pytań kofałnderowi czyli Katarzynie Piskorskiej ..., bo jak zen kojarzy mi się w równowagą i spokojem, tak prowadzenie samochodu po warszawskich ulicach ... nie.

Katarzyna mówi, że jej misją: "jest wzbogacanie świadomości i wiedzy kierowców oraz poprawa ich bezpieczeństwa."  
"Przy okazji, mam wrażenie - z pomocą zespołu specjalistów oraz przy użyciu ciekawego urządzenia, jakim jest biofeedback - rozprzestrzeniam umiejętności radzenia sobie w różnych sytuacjach, nie tylko na drodze, ale i w życiu. Peace, love & zen." - kontynuje ...

Brzmi to dobrze... ciekaw jestem i będę obserwował rozwój projektu... 
Pytanie, czy to nisza? Zapytałem Katarzyny Piskorskiej skąd wziął się pomysł ... odpowiedziała:
"Zaczęło się w 2011 jako połączenie dwóch – pozornie niezwiązanych ze sobą – obszarów moich zainteresowań: doskonalenia techniki jazdy (wcześniej organizowałam takie szkolenia) oraz technik psychologicznych ułatwiających codzienne życie. Nazwa ZenDriving pojawiła się w żarcie i została już ze mną na dobre i na złe."

i może to jest najlepsza odpowiedź ... z żartu, z funu, z zainteresowań własnych rodzą się ciekawe idee... 

ale dość o niszach. 

na deser zostawiłem sobie dwóch gości ... Jeden jest blogerem i wdarł się w środowisko blogerskie przebojem, drugi natomiast to ciekawostka biologiczna więc zostawię go na koniec. Tak, czy inaczej obaj są przykładami na to, że można zaistnieć jako produkty na nasyconym rynku...

do dziś nie zapytałem skąd wzięła się nazwa. powiem szczerze jakoś mi nie podpasowała, może o to chodziło - by budziła jakieś emocje - nie mam pojęcia ... 

dzięń dąbry PijaruKoksuBlog czyli Jakub Prószyński #bang

o sobie mówi, że "Zaoszczędza ludziom czas tworząc podsumowania wydarzeń marketingowych i zmian w serwisach społecznościowych. To zmiana świata na bardzo niskim szczeblu, ale ktoś nie śpi by spać mógł ktoś. Dlatego też tyle ziewa. ;)" ... jednak to, co wyróżnia go spośród innych to po pierwsze konsekwentnie realizowany pomysł na swoją obecność w sieci, a po drugie wytrwałość w budowie własnego wizerunku. Pytany właśnie o to, czyli czym różni się od innych sobie podobnych - potwierdza: "Myślę, że umiejętnością znajdowania danych i śledzenia trendów. Często zdarza się tak, że czytelnicy pytają mnie o zmiany w serwisach społecznościowych lub kampanie, które mogłyby być jakimś punktem wyjścia w ich researchu dla klienta. Od wielu innych community managerów odróżnia mnie również marka osobista nad którą wciąż pracuję."

Działa? Otóż działa. Jakub jest w sieci i nie trzeba specjalnie mocno go szukać, by na niego trafić. 

... 

no i ostatnia osoba, która w sieci jest, która wymyśliła sobie pomysł na siebie i mówiąc slangiem fanów warszawskich burgerowni - zażarło ... 

jego odpowiedzi na pytania były tak długie, że Jasienica spaliłby się ze wstydu... dlatego ich nie umieszczę i na tym koniec ... 



nie no żartowałem - poza tym fani Mikołaja pewnie zabiliby mnie i zflejmowali hejtowali i takie tam z moim blogiem złe rzeczy by zrobili ... 

Jedni lubią jego styl inni czytają go dla beki, ale nie można mu odmówić tego, że wiedział gdzie chce się znaleźć i tam właśnie się znalazł. Wie co robi, wie jak to robić i działa...

Gdy zapytałem go jak zbawia świat odpowiedział:

"Nie zbawiam świata i nie mam się za „Jezusa mediów społecznościowych” w Polsce. Nigdy nie ewangelizowałem, jak bardzo media społecznościowe są potrzebne polskim markom – to byłaby strata czasu, który można wykorzystać lepiej – na przykład na rozwój. Po co jest mówić komuś, że coś jest dobre, jeżeli on nie zrozumie tego dopóki nie spróbuje? – to w kwestii typowego użytkownika sieci. To jak wmawianie komuś, że coś jest dla niego smaczne i powinien tego spróbować, bo wszyscy próbują… bo chcą więcej, bo tak. I to jeszcze za pieniądze na szkoleniach, konferencjach.
Ja aktualizuję dotychczas jednokierunkowo komunikujący się program. Jaką miałeś wcześniej interakcję z Faktami TVN? Czy coś mogłeś im – z domu – zasugerować, podpowiedzieć, podzielić się opinią? Tak, wysyłają e-mail, ale nie było to Twoje naturalne środowisko. Dziś takim środowiskiem >dla Internautów< są media społecznościowe. Tam stymuluje się kontakty, tam się je podtrzymuje, naprawia, niszczy. Tam to wszystko się zapisuje. Tworzy się historia naszych relacji. Marka może być elementem tej historii, może dostarczyć emocji i uczyć, pozwolić się z nimi zidentyfikować. Bo Social Media to nośnik – nie maszyna.
A jeżeli maszyna to wszyscy jesteśmy Egipcjanami, którzy swoim kosztem piramidę tę budują. Naczelna korzyść dla Użytkownika to bliskość. Za tym idzie możliwość zaprezentowania własnego zdania, później dialogu. Dokładnie taki sam model korzyści otrzymują marki." Na pytanie czym różni się od innych podobnych sobie osób, Mikołaj mówi: "Dojrzałem. Skupiam się w 100% na swoich celach i staram się nie marnować czasu na lans w postaci bieganiny po wydarzeniach branżowych, eksajtowania się na blogu i podniecania tym, co Facebook ot tak „rzuci” na swoje grupy dla osób odpowiedzialnych za kontakty z Klientami. Korzystam jedynie z zaproszeń na te najbardziej treściwe wydarzenia, które mogą wnieść realne wartości do branży interaktywnej. Mnie nie kręcą standardy, nie lubię ich; Nie lubię rutyny i mechaniki obowiązków, która sprawia, że każdy dzień wygląda tak samo. Praca w newsach zagwarantowała mi dużą różnorodność i brak nudy zawodowej. Przeszedłem pełne przeszkolenie i poczułem to, co w 2005 roku – czuję, że to mój świat. Nie staram się też nikogo uszczęśliwiać na siłę swoją obecnością – każdy z śledzących mnie w mediach społecznościowych kliknął SAM „obserwuj” na moich profilach. Najbardziej irytuje mnie wysyp „specjalistów”, którzy uzurpują sobie prawo do bycia ekspertem. Przeczytali marketingowe elementarze i PRowe blogi, więc mianują się ekspertami. Taka własna odmiana „Komisji Macierewicza” branży interaktywnej. Moja praca ewoluuje, za kilka lat będzie nieodłącznym elementem każdej marki, firmy, człowieka. Dziś jeszcze tak nie jest – nie oszukujmy się. Ale żyjemy w czasach początków, gdzie każdy z nas jest prekursorem relacji i pewnych modeli mających na siebie wpływ. Jestem osobą, która słucha i tworzy na tej podstawie. Słucham i piszę nuty dla marki, którą się opiekuję. Konkretnie dla komunikacji wokół niej. Ktoś słucha mnie i działania te akceptuje. Jeżeli będzie taka możliwość to mam zamiar kontynuować to zadanie oraz wnieść jak najwięcej NIE siebie, ale OD siebie w tę dziedzinę. Bo już nie trend, co pokazał czas.
Boleję nad tym, że bardzo wielu specjalistów ds. społeczności wzięło się za tę działkę tylko dlatego, że jest modna. Nie mają podstawowych predyspozycji, jakimi jest empatia, cierpliwość i zdolność przynajmniej dobrej oceny sytuacji w kryzysowym momencie. Wg mnie to cechy zwyczajnie samorodne. Ich paliwo się wypali, a „kula śnieżna” mediów społecznościwych toczy się dalej."

Wszystkich trzech osób zapytałem kiedy skończy się facebook ... 

Katarzyna Piskorska: Jak ktoś wrzuci zdjęcie apokalipsy #takasytuacja.

Jakub Prószyński:  Na pewno nie w ciągu najbliższych dwóch lat. Za duża część internetu jest do niego podpięta, za dużo firm zainwestowało w nim swoje budżety reklamowe.

Mikołaj Nowak: Jak Cię znam to pytanie podchwytliwe. Ja odpowiem „Nigdy?”, a Ty powiesz, ze wspominane przeze mnie – przez całą rozmowę – media społecznościowe to nie tylko facebook ;) imputując mi faux-pas godne uzurpatora.
Ale trochę o nim – o FB - jest jak narkotyk. Czy narkotyki się skończą mimo popytu na nie? Walczy się z nimi jednocześnie stale słysząc, że są. Uczucie ekscytacji oddziela to, że jedno jest legalne, drugie nie. Chcemy się komunikować i zrobiliśmy sobie Social Media Meksyk.
Alternatywą odpowiedzi byłaby „skończy się wtedy, kiedy zacznie zagrażać innym”, ale kłóci to się z pierwszym zdaniem.
Skoro jestem rozdarty i mam ambiwalentne odczucia to odpowiem … „nie wiem”. 

Mikołaj - odpowiada się - to zależy ;) 

Rynek jest nasycony? Nie ma czegoś takiego jak nasycony rynek - zawsze jest miejsce dla najlepszego produktu - pytanie, które należy sobie postawić to: "co to znaczy najlepszy?"

... ;) dzięki za uwagę peace & love!  

like mile widziny. share także. komentarz jak najbardziej ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz